Czyli jak pracuje Sejm, Jak prowadzić obrady?
Najważniejszym punktem obrad Sejmu jest Prezydium składające się z
marszałka i wicemarszałków oraz Konwent, w którym obok Prezydium
uczestniczą przewodniczący klubów poselskich. Dziś jest tego 25 osób.
Tu wszystkie decyzje muszą zapadać w trybie konsensusu, ale debatuje
się jedynie o programie obrad Sejmu, o toku spraw. O tym, „jak”, a nie
„co”. Z tym że ustalenia Konwentu nie są wiążące dla Sejmu, podlegają
głosowaniu. Mają tylko ten plus, że jak Prezydium w porozumieniu z
Konwentem Seniorów coś proponuje, to powinno przejść, bo w Konwencie
zasiadają szefowie klubów. Zakłada się, że każdy z nich z Konwentu
idzie na klub, ale nie musi przekonać klubu i zawsze z sali może paść
wniosek przeciwny, tym bardziej że w kwestiach formalnych tyczących
porządku obrad zawsze obowiązuje zasada: jeden głos „za” i jeden
„przeciw”. Tak było na przykład w trakcie odwoływania rządu
Olszewskiego, kiedy Prezydium Sejmu dogadało się, żeby przemówienia w
imieniu klubów trwały 15 minut, a Jacek Merkel z KLD zgłosił wniosek
formalny ograniczający je do 5 minut, prowadzący obrady marszałek ten
wniosek przegłosował i po godzinie przemówień już nie było
Olszewskiego. Rola prowadzącego obrady w Sejmie jest niesłychanie
ważna. Przede wszystkim prócz dużej wiedzy i kultury osobistej musi
mieć silny charakter pozwalający przeciwstawić się uznanym
autorytetom, nawet tym z własnego ugrupowania. Tu takim dość
pozytywnym przykładem jest Dariusz Wójcik z KPN, któremu owszem,
często się wszystko miesza i który nie panuje nad trybem głosowań, ale
potrafi być zdecydowany.
Wicemarszałek Dariusz Wójcik:
„(…) Dlatego też wniosek posła Leszka Moczulskiego jako niezgodny z
regulaminem nie może być przez Izbę rozpatrzony (oklaski) (…)”.
Poseł Mirosław Lewandowski:
„W sprawie tej wykładni, która została przedstawiona”. „Przepraszam
bardzo, panie pośle, w sprawie wykładni dyskusja została zamknięta.
Taki jest regulamin. Proszę…”.
„Formalna sprawa to nie jest prawidłowa wykładnia regulaminu”.
„Panie pośle! Proszę spojrzeć w art. 36 ust. 2”.
„Chcę powiedzieć, że nie jest to prawidłowe…”.
„Panie pośle, proszę zająć miejsce. Panie pośle, odbieram panu głos.
Panie pośle, proszę nie prowadzić ze mną dyskusji w tej sprawie”.
(Poseł Mirosław Lewandowski opuszcza mównicę, oklaski).
Nie da się ukryć, że jednak najważniejsze są możliwości manipulowania
i sterowania salą. Na przykład jeden marszałek dopuści dalszą dyskusję
i uzupełnienia wniosków formalnych, inny tego nie zrobi. Jeden
odbierze głos, kiedy poseł będzie mówił nie na temat lub w sposób
nieobyczajny, inny „przypadkowo” nie zapanuje nad salą – tak było na
przykład w czasie debaty nad stanem wojennym, kiedy ten sam Wójcik
pozwolił Moczulskiemu obrazić lewą stronę sali. Marszałek może też
wykreślić tekst ze stenogramu i przerwać obrady, jeśli uzna, że
prowadzone są w sposób niemerytoryczny.
Wicemarszałek Andrzej Kern:
„Ponieważ jestem odpowiedzialny za to, żeby ustawy, które są
przedmiotem obrad, były uchwalane w maksymalnie dobrej atmosferze, (…)
stwierdzam, że w tej sytuacji niemożliwe jest przeprowadzenie
głosowania. (…) Zamykam obrady Sejmu”.
Głosy z sali: „Protest,
skandal. (…) Laska, nie było laski, ogłoszenia, protest”.
Poseł Marek Jurek:
„Składamy wniosek o imienne sprawdzenie listy obecności. To jest
jedyny wniosek w tej sytuacji…”. „Proszę państwa! Bardzo proszę o
niezabieranie głosu.
(Głosy z sali:
„Dlaczego?”). „Proponuję, żeby wszystkie kluby zreflektowały się
trochę. To, co się działo tutaj przez kilka godzin, naprawdę nie
powinno mieć miejsca (…)” (wicemarszałek Andrzej Kern trzykrotnie
uderza laską marszałkowską).
Poseł Marek Jurek: „Są
kluby, które nie muszą się reflektować. Odwołamy marszałka”.
Głos z sali: „Chcemy
pracować, panie marszałku. A oświadczenia? Skandal!”.
Zabawnych sytuacji proceduralnych w Sejmie nie brakuje. Marszałek
Andrzej Kern znany jest z upodobania do swoistego anegdotycznego
rozładowywania napięć. Na ogół wszystkim się to podoba. Irytuje się
tym najczęściej profesor Geremek. Afera z córką bardzo Kernowi
zaszkodziła w opinii posłów. W końcu jego prywatna sprawa stała się
przesadnie publiczną.
Marszałek prowadzący obrady musi być czasem uparty, bo pod naporem
różnych wniosków formalnych i przy wpychaniu się posłów na trybunę
mógłby się zagubić.
Dwóch wicemarszałków prowadzi obrady beznamiętnie: Jacek Kurczewski z
KLD i Dariusz Wójcik z KPN. Barwność postaci Henryka Bąka (inżyniera,
prawnika, prezesa mikołajczykowskiego PSL) przyprawia salę o wybuchy
wesołości, bo czasami prowadzi obrady nieudolnie; jak wójt w gminie.
Typowy przykład kariery z klucza. Projektodawca zasady nieliczenia do
wymaganej większości głosów wstrzymujących się.
Józef Zych jest powszechnie uważany za najsprawniejszego, choć czasem
zdarza mu się speszyć i coś poplątać. Marszałek Sejmu Wiesław
Chrzanowski zaskoczył wielu tym, że na pełnioną funkcję nie przenosi
krzywd z przeszłości i uzasadnionych urazów. Stara się być legalistą
sejmowym i często sprawia wrażenie bezstronnego. Skromny i uczciwy.
Najczęstszy sposób manipulowania to manipulacja czasem. Dzieje się tak dlatego, że marszałek prowadzący udziela głosu według kolejności zgłoszeń. Teraz jednak funkcjonuje metoda podziału limitu czasowego na kluby. Zresztą ciągle są kłótnie o to, czy czas jest dokładnie mierzony. Pomóc mają innowacyjki techniczne:
Poseł Andrzej Kern: „(…) Dodatkowym elementem limitowania czasu będzie ten ekranik, który znajduje się tutaj, przy pulpicie, i sygnalizuje, że czas upłynął. Oczywiście są jeszcze inne metody limitowania czasu czy stosowania pewnych zasad. (…) Jedna z francuskich firm ubezpieczeniowych w trosce o zdrowie swoich klientów, a bardziej o własne pieniądze, montuje w ubezpieczonych samochodach taki ekranik telewizyjny, na którym przy przekraczaniu prędkości 100 km/h pojawiają się słowa pieśni „Idę do ciebie, Panie”, przy przekraczaniu 130 km/h słowa „Biegnę do ciebie, Panie”, a przy przekraczaniu 150 km/h pojawia się św. Krzysztof, który mówi: „Powiadomiłem szefa, że nie biorę za ciebie żadnej odpowiedzialności”. Nim dorobimy się takiego urządzenia, wystarczy patrzeć na ten ekran, który jest przy pulpicie”. No tak, ale Kern jako marszałek prowadzący zachowuje się jak disk dżokej na dyskotece z laserowymi bajerami. Czasami jednak są prostsze sposoby na wydłużenie czasu przemówień.
Wicemarszałek Jacek Kurczewski: „Jeśli nie interweniowałem zdecydowanie, to tylko dlatego, że poseł Boni wspomniał ciężki los profesorów uniwersytetu”. Nie zawsze jednak się to udaje.
Wicemarszałek Andrzej Kern:
„Panie pośle, (…) wyczerpał już pan limit czasu”.
Poseł Marek Markiewicz („Solidarność”):
„(…) chciałbym zwrócić uwagę, że w tej samej sprawie pan marszałek
przerwał wczoraj posłowi Serafinowi, co tylko uzasadnia moją uwagę na
ten temat” (wesołość na sali).
Wicemarszałek Andrzej Kern:
„Wyjaśniam, że panu posłowi Serafinowi dodałem cztery minuty, ponieważ
zarzucał mi w przeszłości, że go traktuję stronniczo. Ponieważ pan
poseł nigdy mi nie zarzucał, że traktuję pana stronniczo, nie
widziałem powodu, żeby panu te minuty dorzucać” (wesołość na sali).
Postronni obserwatorzy Sejmu wściekają się często, że sala świeci pustkami. Owszem, to wkurza, nawet niektórych posłów.
Poseł Bohdan Pilarski (PSL „Solidarność”):
„(…) Rad jestem, że mogę przemówić w tak doborowym składzie naszego
parlamentu. Rzeczywiście ci państwo, którzy pozostali, tworzą tę
awangardę Sejmu” (wesołość na sali, oklaski).
Nie jest najprzyjemniej, kiedy się przemawia do pustej sali.
Faktycznie bowiem zasadnicza praca Sejmu odbywa się w komisjach. Są
tak zwane duże komisje (przedstawiciel każdego klubu plus duże kluby
według parytetu), średnie komisje (jeden na dwudziestu członków klubu)
oraz małe komisje (do nich deleguje członków tylko osiem dużych
klubów). Z tym oczywiście wiąże się kwestia pieniędzy: przewodniczący
komisji otrzymuje dodatkowo 20 procent diety, a wiceprzewodniczący 15
procent. Na szczęście Sejm podjął decyzję o odmrożeniu diet. Im będą
one niższe, tym częściej posłowie będą biegać za zarobkiem, zamiast
zajmować się pracą w komisjach.
Składy komisji wynikają z klucza politycznego, a przy komisjach
nadzwyczajnych zawsze trwa bój o to, kto będzie miał ile miejsc.
Gorzej, że później, już w wybranej komisji, często brakuje kworum.
Zapanowała więc praktyka, że nie zadaje się pytania na temat kworum i
głosuje się „sondażowo”. To jednak działa tylko do momentu, gdy ktoś
nie zada pytania o kworum – czasami bowiem pewne grupy posłów
świadomie nie przychodzą na posiedzenie albo w nim uczestniczą, ale
nie biorą udziału w głosowaniu, żeby brakowało kworum.
Tak działo się przy omawianiu traktatu o Europejskiej Wspólnocie
Gospodarczej. Debatowało pięć połączonych komisji. Pełna Sala
Kolumnowa, wszystko już przedyskutowane i Geremek dąży do
przegłosowania projektu uchwały Sejmu. Wtedy odzywa się Andrzej
Sielańczyk z UPR: „Przepraszam, odnoszę wrażenie, że na sali nie ma
kworum”. Geremek próbuje mataczyć, powołuje się na listę obecności
(często na liście jest kworum, a fizycznie go nie ma), ale włącza się
Marek Jurek i mówi, że lista obecności nie decyduje, kiedy wniosek
pada w trakcie głosowania. Geremek został zmuszony do przerwy i do
odczytania listy obecności.
Funkcjonuje zasada, że kiedy obradują połączone komisje, to musi być
kworum w każdej komisji. Wtedy nie było kworum i posiedzenie
przerwano.
Tak samo dzieje się przy głosowaniach plenarnych Sejmu. Ze względu na
skuteczność pracy istotne jest nie to, żeby sala była pełna w trakcie
debaty, ale żeby była pełna w czasie głosowań. Zresztą właśnie dlatego
w wielu innych parlamentach wprowadzono ich stałe terminy.
U nas, w poprzedniej kadencji, żeby jako tako zdyscyplinować posłów,
przyjęto podpisywanie listy rano i po południu. Potem wprowadzono
zasadę usprawiedliwień pisemnych (w poprzedniej kadencji nawet
trzykrotnie sprawdzano listę obecnych i też nic nie pomagało). Teraz
więc w projekcie regulaminu wpisano zasadę potrącania 10 procent diety
za nieobecność, ale oczywiście w głosowaniu to nie przeszło.
Tym bardziej że podobnie jak i w komisjach branie lub niebranie
udziału w głosowaniu pozostaje elementem normalnej gry parlamentarnej.
Są tacy, którzy to rozwiązują prostacko: poseł inaczej podnosi rękę, a
inaczej naciska przycisk.
Najczęściej jednak nie bierze się udziału w głosowaniu, żeby nie było
kworum i przeciwnicy nie mogli przepchać swojej koncepcji.
Wicemarszałek Józef Zych:
„(...) Przechodzimy zatem do głosowania (...), przed przystąpieniem do
głosowania sprawdzimy stan techniczny urządzenia do liczenia głosów.
Bardzo proszę o naciśnięcie przycisków (265)”.
Głosy z sali:
„Urządzenie nie działa, jest więcej osób na sali”.
„Przepraszam, zostanie na chwilę wyłączone. Proszę o naciśnięcie
przycisków”. (Poruszenie na sali) „Bardzo przepraszam, proszę ponownie
nacisnąć przyciski”. (Poruszenie na sali) „Nie rozumiem”.
(Głosy z sali) „Nie gaśnie, nadal nie gaśnie, panie marszałku, to jest
celowe działanie nieczynne”. „Bardzo przepraszam, proszę jeszcze raz
nacisnąć (336). Stwierdzam, że w posiedzeniu bierze udział wymagana
liczba posłów”.
Głosy z sali:
„Jest więcej (…)”.
„Wysoki Sejmie! Zarządzam (…) liczenie głosów przez posłów sekretarzy
– bez użycia urządzenia elektronicznego do obliczania głosów”.
Czasami jednak na sali panuje już takie rozprężenie, że posłowie, za
przeproszeniem, palcem do przycisku trafić nie mogą.
Wicemarszałek Henryk Bąk:
„Proszę wszystkich na salę. Zobaczymy, czy jest kworum (wesołość na
sali). Sprawdzamy, czy jest kworum. Proszę panie posłanki i panów
posłów o naciśnięcie przycisku (wesołość na sali). Jeszcze raz
wszystkich proszę o naciśnięcie przycisku, bardzo zdecydowanie proszę
nacisnąć, bo inaczej…” (wesołość na sali) (oklaski).
„No jeszcze raz proszę o to, aby jednocześnie… Na pewno zadziała
aparat elektryczny (wesołość na sali). Proszę, już kończymy, zaraz
będziemy mieć… (…) Niestety, nie ma kworum”.
Równie często nie ma żadnej gry politycznej, posłowie nie są zmęczeni,
tylko po prostu nawala elektronika.
Poseł Stefan Niesiołowski (ZChN):
„Wniosek formalny (…), chciałbym zaproponować, żeby głosować nie przy
pomocy urządzenia do głosowania, tylko aby sekretarze przeliczyli
głosy, ponieważ urządzenie jest niesprawne (…)”.
Wicemarszałek Sejmu Andrzej Kern (PC):
„(…) Żeby nie było żadnych wątpliwości, poddam ten wniosek pod
głosowanie (…)”.
Poseł Anna Urbanowicz (UD):
„Mam tylko pytanie, jak za pomocą w założeniu niesprawnego urządzenia
do głosowania mamy przegłosować ten wniosek? ”(oklaski).
Wicemarszałek Sejmu Andrzej Kern:
„Jest to jedno z tych pytań, na które nie zawsze do końca można
odpowiedzieć. (…) Kto jest za wnioskiem pana Stefana Niesiołowskiego,
proszę podnieść rękę i przycisnąć przycisk (…)”.
Oczywiście są uznani mistrzowie sejmowej retoryki. Zazwyczaj są to od
razu polityczni liderzy klubów, siedzący w pierwszych rzędach, na
których orientują się pozostali członkowie klubu. Oni zazwyczaj nawet
nie muszą dokładnie słuchać tego, co się dzieje na sali, by wiedzieć,
jak głosować. Często jednak zdarza się, że poseł nie wie, za czym
głosuje. Jak się ma 16 punktów porządku dziennego i posła
nieprzygotowanego do czytania stosu materiałów, to nic dziwnego, że
głosuje na wyczucie albo patrzy na innych, zwłaszcza kiedy się spóźni.
Spotkania klubów odbywają się po to, żeby wszyscy wiedzieli, jakie
zająć stanowisko. Są głosowania prestiżowe, w których uzewnętrznia się
polityczna rywalizacja ugrupowań i różnice programowe. Wtedy kluby
przyjmują nawet dyscyplinę głosowania.
Do tych niekwestionowanych liderów i mówców oczywiście należą: Stefan
Niesiołowski, Henryk Goryszewski (ZChN), Leszek Moczulski wraz z
Krzysztofem Królem (KPN), Bronisław Geremek, Jan Rokita, Jacek Kuroń,
Kazimierz Michał Ujazdowski i Jacek Taylor (UD), Ryszard Bugaj,
Aleksander Małachowski (Unia Pracy), Lech Mażewski, Witold Gadomski
(KLD), Jarosław Kaczyński i Jacek Maziarski (PC), Marek Markiewicz
(„Solidarność”), a od nas między innymi Olek Kwaśniewski, Włodek
Cimoszewicz i Jerzy Jaskiernia.
Są też oczywiście przemawiające oszołomy: Antoni Czajka z Partii X,
Kazimierz Świtoń – niezrzeszony – i przede wszystkim poseł Janusz
Korwin-Mikke z Unii Polityki Realnej, który jest niewątpliwie w sposób
niezamierzony najbardziej groteskową postacią Sejmu.
I on, i wielu innych wyraźnie – pomimo wszelkich deklaracji –
przemawia bardziej do wyborców niż po to, żeby przekonać kogoś na
sali. Czasami nie jest to nawet ukrywane.
Poseł Władysław Reichelt (KLD):
„Panie marszałku! Wysoka Izbo! Telewidzowie i radiosłuchacze!”
(poruszenie na sali).
Poseł Janusz Korwin-Mikke (UPR):
„(…) transmisje telewizyjne powodują, że posłowie mówią bardzo często
do wyborców, a nie do kolegów z sali. Uważam, że powinniśmy mówić do
parlamentarzystów. (…) Gdyby telewizja była w rękach tych, którzy
obiektywnie pokazują wystąpienia najbardziej słuszne, ciekawe
merytorycznie, a nie wystąpienia słusznie polityczne, oczywiście bym
się pod tym obiema rękami podpisał”.
Sejm poprzedniej kadencji był nieskończenie bardziej barwny i kłótliwy. Powodów było wiele – formalnym pozostawało to, że istniało coś takiego jak ad vocem, czyli natychmiastowa replika po czyimś wystąpieniu. Stąd też te rozliczne kłótnie Niesiołowskiego i Anny Dymowskiej. Dziś Niesiołowski jest o wiele bardziej spokojny i stateczny. Coraz rzadziej wybucha na trybunie (choć jak widać poniżej i on potrafi zamącić co niemiara). Zlikwidowano ad vocem (choć jak widać poniżej, czyni się wyjątki, a prócz tego poseł zawsze może złożyć oświadczenie osobiste), ale szczerze mówiąc, wcale w znaczący sposób nie usprawniło to pracy Sejmu.
Poseł Zbigniew Siemiątkowski (SLD):
„(…) Największe zagrożenia dla praw człowieka w dzisiejszej Polsce
wypływa z ofensywy nowego fundamentalizmu, tym razem katolickiego,
reprezentowanego przez hierarchię kościelną, jak i, niestety, przez
władze państwowe.
Poseł Stefan Niesiołowski (ZChN):
„To jest bezczelność (…)”.
Wicemarszałek Sejmu Andrzej Kern (PC):
„Panie pośle Niesiołowski! Proszę nie przeszkadzać. Może się pan
zapisać do głosu i polemizować z trybuny”.
Poseł Zbigniew Siemiątkowski:
„Dziękuję bardzo. (…) Wyrażam nadzieję, że ratyfikowana przez nas
konwencja nie będzie martwym zapisem w III RP”.
Poseł Stefan Niesiołowski:
„Na Kubę!”.
Wicemarszałek Sejmu Andrzej Kern:
„(…) Proszę o spokojne przyjmowanie tego, co się mówi. Niepotrzebne
są…”.
Poseł Stefan Niesiołowski:
„Zdrowy rozsądek jest obrażany!”.
Wicemarszałek Sejmu Andrzej Kern:
„Panie pośle! Ma pan prawo z tym polemizować, natomiast proszę nie
wznosić żadnych okrzyków (…)”.
No i największa pyskówka w Sejmie:
Poseł Izabella Sierakowska (SLD):
„(…) człowiek z »Solidarności« represjonowany w czasie stanu
wojennego, pan Jakub Kopeć, autor książki »Dossier generała«, mówi:
»Prędzej czy później Polacy znajdą generałowi Jaruzelskiemu miejsce na
Wawelu obok marszałka«” (wesołość na sali).
Poseł Bohdan Pilarski (PSL „Solidarność”):
„(…) odpowiem krótko pani posłance Sierakowskiej, która proponuje
generałowi Jaruzelskiemu miejsce na Wawelu. Pani posłanko, czy nie za
bardzo się pani spieszy, wszak my nie nastajemy na życie generała,
niechże sobie żyje szczęśliwie” (wesołość na sali, oklaski).
Poseł Andrzej T. Mazurkiewicz (KPN):
„(…) jeszcze jedna uwaga do pani poseł Sierakowskiej. Z tym pogrzebem
generała Jaruzelskiego to się troszkę pani pospieszyła, niestety,
byłoby to zbyt wczesne. Nie chcemy chować generała za życia, chcemy z
nim jeszcze parę spraw załatwić” (oklaski).
Poseł Izabella Sierakowska:
„Proszę o głos, panie marszałku”
Wicemarszałek Henryk Bąk:
„Czy pani w sprawie formalnej?”.
Poseł Izabella Sierakowska:
„Ad vocem”.
Wicemarszałek Henryk Bąk:
„Ad vocem? Pani posłanko, jeśli wprowadzimy ad vocem, to do rana nie
skończymy” (oklaski).
Poseł Izabella Sierakowska:
„Panie marszałku, ja muszę, bo po raz trzeci tutaj…”.
Wicemarszałek Henryk Bąk:
„Pani posłanko, tylko dwie minuty”.
Poseł Izabella Sierakowska:
„(…) Polacy znajdą generałowi Jaruzelskiemu miejsce na Wawelu obok
marszałka”. To powiedział pan Kopeć. Nie jest to żaden mój wniosek, a
generałowi życzę wielu, wielu lat życia (…)”.
Poseł Jan Rulewski („Solidarność”):
„(…) rzeczywiście opowiadałbym się za tym, żebyśmy już przestali się
znęcać nad nieścisłościami w wypowiedzi posłanki Sierakowskiej.
Proponowałbym przyjąć taką kompromisową formułę, że jeśliby ktokolwiek
popierał wniosek o przeniesienie czy też przejście generała
Jaruzelskiego na Wawel, to jednak pod jednym warunkiem, żeby faworytą
królewską została właśnie posłanka Sierakowska” (wesołość na sali).
Poseł Izabella Sierakowska :
(wskazując ręką na czoło): „Trzeba mieć tu, panie pośle”.
Poseł Jan Rulewski:
„Dziękuję bardzo, rzeczywiście coś tu mam” (poseł Rulewski wskazuje
ręką na czoło).
Interpelacje i zapytania poselskie w tej kadencji wyglądają
skandalicznie. Zgodnie z prawem odpowiedź na interpelację ma być
udzielona najpóźniej w ciągu 21 dni, a na zapytanie poselskie w ciągu
48 godzin. Zapytania dotyczą pilnych bieżących spraw, interpelacje –
problemowych. Na interpelację można uzyskać odpowiedź pisemną. Tu też
Prezydium może manipulować: na drażliwą sprawę może odpowiadać
pisemnie. Przy odpowiedzi na interpelację dodatkowe pytania może
zadawać każdy poseł, przy zapytaniach tylko poseł, który zadał
pytanie, może zadać jedno dodatkowe.
Skandal polega na tym, że na przykład zapytania leżą dwa, trzy
miesiące – po prostu Prezydium jest niewydolne i nie nadzoruje
opieszałych ministerstw. Faktem jest, że posłowie masowo produkują
zapytania i interpelacje. Jest już 60 zaległych, a na każdej sesji
przeznacza się na to dwie godziny. .
Wnieśliśmy postulat, żeby w nowym regulaminie wprowadzić zasadę: na
początku sesji Sejmu jest godzina stawiania pytań i na tej samej sesji
rząd odpowiada. Tak jest w każdym parlamencie. W głosowaniu nad nowym
regulaminem sprawa przeszła, choć Piotr Nowina-Konopka usiłował
zamącić. Oczywiście zawsze jest ryzyko, że zapytania i interpelacje
składać będą także oszołomy:
Interpelacja do ministra sprawiedliwości w sprawie przeciwdziałania
szerzeniu się pornografii w Polsce.
„Otrzymuję dużo listów z całego kraju w sprawie przeciwdziałania
pornografii. (…) Społeczeństwo polskie oczekuje skutecznego
przeciwdziałania szerzeniu się pornografii w Polsce.
Żądamy cenzury represyjnej wobec producentów, handlarzy i kolporterów
materiałów pornograficznych. Stwórzmy u siebie prawdziwą Europę,
chrześcijańską i prawą, a może kiedyś zachodnie państwa będą chciały
do niej wejść”.
Czasami sytuacja jest już taka, że poseł pomimo rozlicznych upomnień nie chce się dostosować do wymagań prowadzącego obrady marszałka, a groźba wyłączenia mikrofonu została w tym Sejmie zrealizowana tylko parę razy. Trudno też liczyć, że ktoś będzie się szarpał z niesfornym posłem – można tylko wykreślić jego słowa ze stenogramu (tak na przykład było w przypadku, gdy Kazimierz Świtoń obrażał Lecha Wałęsę). Natomiast straż marszałkowska może być tylko do ochrony posłów.
Poseł Władysław Reichelt (KLD):
„(…) Zgadzam się z czcigodnym posłem, że skoro chcemy, żeby straż
marszałkowska wyprowadzała posłów, należałoby i areszt wprowadzić. Nie
wyobrażam sobie, ilu strażników marszałkowskich musiałoby mnie
wyprowadzić” (wesołość na sali, oklaski). Natomiast jeśli jakiś poseł
zachowa się nieobyczajnie, to można poprzez Prezydium Sejmu zgłosić
wniosek do komisji regulaminowej, która roztrząsa sprawy winy posłów.
Formalnie może wiele: udzielić napomnienia, przy ostrzejszych sprawach
nawet zgłosić wniosek o uchylenie immunitetu. A praktycznie? Dość
powiedzieć, że w tej kadencji nie było żadnego upomnienia.
Nawet Moczulskiego komisja uniewinniła. Oświadczył po prostu, że nie
obraził konkretnych ludzi, bo on się nie zwracał do lewicy siedzącej
na sali (chociaż tak było!). Powiedział, że to pomyłka w stenogramie.
Nie udało mu się w sądzie. Przegrał sprawę z powództwa SLD. Ma nas
publicznie przeprosić, wpłacić 20 milionów na PCK i ponieść koszty
procesu w wysokości 18 milionów. Już zdążył zbagatelizować wyrok
(który jeszcze nie jest prawomocny).
No cóż, wszak nie ma definicji „wyrażenia nieparlamentarnego”, a
tymczasem powinna ona objąć nie tylko zwroty ewidentnie obraźliwe, ale
też bezmyślność i głupotę.
Stąd fala głupstw i pomówień czasami wzbiera w Sejmie bez granic… (…)
„JÓZEF OLEKSY – Niepublikowane wspomnienia, wywiady, materiały do
biografii”, Czuchnowski W., Perzyna Ł. (red.), Wyd. Komitet Honorowy
im. Nagrody Józefa Oleksego,
Warszawa 2016
Fragmenty wypowiedzi udzielonych przez Józefa Oleksego w 1992 r.
dziennikarzowi tygodnika „NIE” Przemysławowi Ćwiklińskiemu. Był to
projekt niedokończonej książki.